Do Trabzonu dojeżdżamy późnym wieczorem. Środek wielkiej ulicy w centrum aglomeracji. Samochodów niewiele, jeśli są to pędzą. Miejsce mocno średnie.
Z okolicznych barów dobiegają krzyki. Dziś mecz Trabzonu. Po chwili eksplozja radości - Trabzon wyrównał i awansował dalej.
Nam też się szczęści. Zatrzymuje się młody Turek ze świetnym angielskim i rożnie pozytywnym nastawieniem do świata. Podwozi nas do miejscowości tuż pod Trabzon. Na koniec ze szczerą troską ofiaruje 50 lir. (ok 100pln)
Zasada "stop zbędnej kurtuazji" obliguje nas by nie odmawiać zbyt stanowczo:) A kasa ta zapewnia nam jedzenie aż do końca podróży.
Śpimy więc w namiocie pod Trabzonem. Pobudka rano, szybka kąpiel w (cieplutkim) morzu czarnym i... z powrotem na szosę:)